Nepotysm w medycynie w Polsce
Dzisiaj rano, 2012-08-03, w radio TokFM w programie 'Komentarze Radia TokFM' proszono słuchaczy o zgłoszanie przypadków nepotysmu w Polsce. Przyszło mi na myśl, aby wspomnieć jedną sprawę, z którą zetknąłem się sam w moim życiu. Dotyczy ona nepotysmu w medycynie w Polsce. Nie wiem, czy ktokolwiek inny kiedykolwiek i gdziekolwiek w Polsce zetknął się z nepotysmem w środowisku lekarzy w Polsce, ale może moje wspomnienie kogoś zainteresuje.
Było to w czasach, kiedy po ukończeniu studiów lekarskich w Akademii Medycznej jako młody i niedoświadczony lekarz powinienem odbyć roczny staż w różnych oddziałach szpitala, aby zdobyć więcej praktycznego doświadczenia medycznego. Na stażu w szpitalu w małym mieście pojawiłem się ja a także niewielka grupa innych młodych lekarzy stażystów. Odbywaliśmy staże w różnych oddziałach szpitala, czasem spotykaliśmy się i rozmawialiśmy o naszych doświadczeniach ze stażu i o "ciekawostkach z życia szpitala" (czyli różnych wieściach, pogłoskach, plotkach, słuchach, mniej lub bardziej oficjalnych...). Rozmawialiśmy też o możliwych planach i możliwościach zawodowych po zakończeniu naszych stażów.
Któregoś dnia asystowałem przy jakiejś operacji chirurgicznej w oddziale ginekologii. Byłem chirurgicznym asystentem jakiegoś "starszego, doświadczonego" lekarza specjalisty ginekologa. Pamiętam moment, kiedy w trakcie tej operacji zaczęło w miarę mocno krwawić jedno miejsce na tej operowanej macicy. Ja grzecznie stałem cicho, obserwując, "trzymając haki" i "ucząc się"... Specjalista ginekolog podejmował kolejne próby zatamowania tego krwawienia, próbując igłą jakoś objąć tamto krwawiące naczynie i założyć tamujący szew.. Jakoś mu to nie wychodziło... Dziergał on tą igłą chirurgiczną tamtą macicę niemiłosiernie... Czas płynął, macica była dziergana bezskutecznie a krew się lała nadal.. Zacząłem się niepokoić i robiło mi się żal tej operowanej żeny i jej macicy... Odważyłem się więc, aby coś temu ginekologowi specjaliście zasugerować.. Ja.. niedoświadczony, ale potrafiący myśleć stażysta... Powiedziałem mu i wskazałem "Doktorze, a może by założyć szew o... tutaj...?" On sam miał już tej frustrującej sytuacji dość, więc niezbyt chętnie, ale jednak uczynił jak ja zasugerowałem.. Macica natychmiast przestała krwawić... Uff.. Ulga... A ja miałem radość i zadowolenie z siebie, że może jednak mam jakiś talent do tej medycyny...
Zrozumiałem też wtedy, że doświadczenie to jedna ważna i przydatna sprawa, ale jednak myśleć rozsądnie też trzeba potrafić.
Zadowolony z siebie w trakcie spotkania z innymi lekarzami stażystami opowiedziałem im o tym zdarzeniu na Ginekologii i "zażartowałem"... "Wiecie co, jeśli tak dobrze poszło mi z tamowaniem krwawienia, to może ja bym po stażu złożył podanie o przyjęcie na tę Ginekologię? Mógłbym się im przydać..."
Na to moi koledzy stażyści ze sfrustrowanym uśmiechem odpowiedzieli mi: "Nie ty jeden chciałbyś pracować tam na Ginekologii... Nie miałbyś żadnych szans, aby dostać tam etat! Czy nie wiesz, że syn jednego z tych "ustawionych" w oddziale Ginekologii specjalistów ma w tym oddziale już "zabezpieczony" etat?"
Okazało się, że my lekarze stażyści, którzy już udanie ukończyliśmy studia i szukaliśmy pracy, nie mieliśmy szans na zatrudnienie w szpitalu, ale syn jednego z "ustawionych towarzysko" lokalnych lekarzy miał już obiecany etat, zatrudnienie i specjalizację z ginekologii w szpitalu państwowym, w którym pracował jego ojciec. Tamten syn ustawionego lekarza, student z czekającą na niego obiecującą karierą ginekologa, nie był nawet jeszcze lekarzem, choćby tylko stażystą, ale był ledwie studentem medycyny, gdzieś tam chyba na 4. roku z sześciu.. A potem musiał jeszcze tak jak my odbyć staż..
Tego typu i podobne inne historie z "życia szpitala" niezbyt korzystnie wpływały na morale nas młodych lekarzy stażystów...
Można tylko mieć nadzieję, że tamten syn tamtego lekarza ginekologa miałby jakiś talent do ginekologii a nie był jakimś nieudolnym partaczem jak tamten inny lekarz od dzierganej macicy. W trakcie studiów medycznych spotkałem bowiem w mojej grupie studenckiej takiego młodego człowieka, którego ojciec lekarz wepchnął na studia medyczne, chociaż ten syn sam wcale i w ogóle NIE nadawał się na lekarza i lekarzem być NIE chciał. Sam mi to wyznał. Studiował medycynę z posłuszeństwa swojemu ojcu lekarzowi.
Ilu jest w Polsce takich "dziedzicznych lekarzy"?
No comments:
Post a Comment